Czy integracja osób starszych z dziećmi sprzyja rozwojowi?

Wyobraźmy sobie dzieci przebywające z dziadkami. Czy jest to wizja patologiczna czy wręcz ewolucyjnie nieunikniona? Wyobraźmy sobie dziecko bawiące się z osobą z otępieniem. Czy jest to wizja daleka od realiów każdej rodziny? Choroba i śmierć są wpisane w proces każdej rodziny…

Aktualne przemiany społeczne doprowadziły do fizycznej separacji między pokoleniami. W efekcie na co dzień znacznie rzadziej musimy zmagać z różnicami międzypokoleniowymi, z odmienną opinią dziadków, z ich niedołężnością. Jednocześnie jednak tracimy ich zaangażowanie w pomoc przy opiece nad własnymi dziećmi i osłabiamy więź z nimi. Przykładem wykorzystywania potencjału dzieci i osób starszych, często schorowanych jest Centrum Zintegrowanej Edukacji w Seattle, gdzie dzieci uczą się cierpliwości i stykają się z możliwościami życia z drugą osobą pomimo różnic i ograniczeń. Z kolei osoby starsze mogą poczuć się potrzebne, zaangażować i przeżywać rożne emocje związane z obecnością dzieci. Separowanie ośrodków opiekuńczo-wychowawczych od domów opieki społecznej jest wzmacnianiem wykluczenia osób „z problemem”. Wzmacnianiem przekonania, że ludzie chorzy i słabi nie są w żaden sposób potrzebni. Natomiast gloryfikuje się w ten sposób młodość, brak stresu czy brak strat. A tymczasem choroba, przemijanie, samotność i śmierć konfrontują nas wszystkich ze stratami. Unikanie tego tematu wśród osób z jakimkolwiek problemem, tworzy iluzoryczną wizję, że strat na świecie nie ma. Wizja ta nie służy całościowemu rozwojowi, ponieważ pod powierzchowną opieką przekazuje komunikat, że z problemami nie da się żyć, ani że problemów nie da się rozwiązywać. W związku z tym należy się zastanowić nad długofalowymi konsekwencjami takiej postawy. Z jednej strony rośnie już kolejne pokolenie wierzące, że wszystko można i wszystko „mi wolno”. A z drugiej strony jest to pokolenie pozbawione narzędzi do pracy z własnymi i czyimiś uczuciami oraz ograniczeniami. W prezentowanych planach separowania środowisk dopatruję się raczej obawy pomysłodawców, że zabraknie dojrzałej i świadomej kadry, która wspierać będzie korzystne relacje, a jasno mówić o problemach i wskazywać na potencjalne, choć nieidealne narzędzia radzenia sobie. Kadry, która nazwie choroby i pokaże granice w dbaniu o siebie samego i o innych. Kadry, która będzie dystansować do tego, czego zmienić się nie da, a zachęcać do przekraczania siebie tam, gdzie jest to możliwe.

Oczywiście, że osób schorowanych (również psychicznie) i zniedołężniałych nie obarcza się odpowiedzialnością za wychowanie dzieci. Ale postawa izolowania tych dwóch środowisk wydaje się wzniecać więcej stereotypów niż uczyć. Odnosząc się jeszcze do wątpliwości, że dzieci z ośrodków wychowawczych nie będą miały dostępu do lokalnych środowisk, być może należałoby zastanowić się nad możliwościami łączenia i angażowania jeszcze innych środowisk i wychodzenia do społeczności lokalnej w procesie zdrowienia osób „z problemem”. Jak możemy obserwować rozwijające się ruchy w innych krajach, kluczem do zdrowienia społeczeństwa jest profilaktyka, badania przesiewowe i szybka diagnoza, czyli działania które wyprzedzają konieczność drastycznej interwencji i izolacji.