Innowacyjne metody nauczania – szkoła Lumiar

Mówiąc o innowacyjnych metodach nauczania warto zwrócić uwagę na brazylijską szkołę Lumiar. Realizuje ona współczesną potrzebę młodych ludzi do „uczenia się, jak coś zrobić”, a nie „uczenia się, że coś istnieje”. Informacje o tym, że coś istnieje zapewniają współczesne media i szeroki dostęp do wiedzy. W programie wspomnianej brazylijskiej szkoły (wybranej przez Microsoft jako jednej ze szkół przyszłości) przedmioty nie nazywają się standardowo i abstrakcyjnie jak matematyka, chemia czy język angielski. Nazwy przedmiotów podają praktyczny cel zajęć np.: „Jak zbudować rower?”, „Jak ugotować zupę?”. W trakcie ich trwania przekazywana jest interdyscyplinarna wiedza. Uczniowie wraz z nauczycielami i rodzicami wybierają przedmioty, na które uczęszczają. Co ważne, model ten spełnia kryteria brazylijskiego rządu w zakresie wymogów edukacyjnych, a dodatkowo uwzględnia poglądy współczesnych filozofów edukacji i filozofów polityki. Szkoła Lumiar założona została na zasadach Pełnej Partycypacji (Total Participation Management). Jej podstawy dobrze obrazuje teoria Deciego i Ryana (2000), czyli Self-determination Theory. Podkreśla ona wagę trzech wewnętrznych potrzeb człowieka, których zaspokojenie sprzyja poczuciu szczęścia oraz dobrostanowi psychicznemu i fizycznemu. Potrzeby te to: autonomia, relacje z ludźmi oraz poczucie kompetencji. Te trzy elementy są możliwe do zrealizowania w modelu TPM (czyli Total Participation Management).

Wywiad na łamach portalu Edulandia:

1. Czy szkoła typu Lumiar nie daje zbyt dużej wolności jej uczniom?

Dać za dużo wolności? Moim zdaniem za tym pytaniem kryje się jakiś lęk. Ale o co? O to, że dziecko zrobi sobie krzywdę, że przestanie przychodzić do szkoły, że popadnie w narkotyki, że niczego się nie nauczy, że dorośli okażą się za mało wspierający, że bez pomocy dorosłych dziecko będzie zamiatało przysłowiowe ulice? Dla mnie to powyższe pytanie dotyka naszej własnej zdolności i ufności do towarzyszenia dzieciom w procesie rozwoju bez ubiegania się do stosowania kontroli. Przyjrzyjmy się temu bliżej. Mówimy o szkole Lumiar, ale myślę, że podobne dylematy dotyczą innych szkół, a nawet innych pól naszego codziennego funkcjonowania.

Po pierwsze należy rozróżnić wolność od porzucenia. Można porzucić dziecko zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. O ile przykłady opuszczenia fizycznego są namacalne, o tyle  opuszczenie emocjonalne może być niezauważone lub nieświadome. Dla przykładu, komunikat: Rób co chcesz, nie jest w żaden sposób ofiarowaniem wolności. Jest porzuceniem! Porzuceniem emocjonalnym!

Po drugie, jeśli mówimy o procesie edukacji, to padają dwa główne pytania. Co dziecko musi umieć? A co je interesuje? W tradycyjnej metodzie chodzi o realizację pierwszego elementu. Nauczyciel musi nauczyć dziecko pewnego zakresu wiedzy. Jeśli jednocześnie potrafi wykrzesać zainteresowanie, to jest to miły dodatek. W szkole Lumiar natomiast, cele są odwrócone, Chodzi o realizację tych projektów, które interesują dziecko. Rolą nauczyciela jest nauczenie potrzebnej wiedzy i umiejętności w czasie, gdy uczeń będzie robił rzeczy, które go interesują. Do tej pory w tradycyjnym modelu nauczyciel miał wyegzekwować wiedzę. Potem już uczeń był wolny. W szkole Lumiar uczeń jest wolny z założenia, a rolą nauczyciela jest towarzyszenie mu, aby wspomagać rozwój korzystnych kompetencji. Czy ten model podobny jest do porzucania fizycznego lub emocjonalnego? Czy jest możliwe, aby przy tak indywidualnym podejściu i uważności możliwe było przeoczenie emocjonalnych czy poznawczych  trudności dziecka?

Co chwilę świadomie czy nieświadomie odpowiadamy swoją postawą na pytanie: jak towarzyszyć drugiemu człowiekowi?  Każdy człowiek ma taką samą wolność do różnych aktywności – to już oczywiste. Jednocześnie nasz świat społeczny jest tak urządzony, że prawie permanentnie sobie towarzyszymy – to też oczywiste. Różnimy się. Czasem się znamy, a czasem się nie znamy. Ale posiadamy równe prawo do szanowanie i słuchania siebie nawzajem. Jak się w tym odnaleźć?

Warto zacząć od odpowiedzi na pytanie, co dla mnie oznacza wolność. Moglibyśmy o to zapytać filozofa. Z pewnością byłoby to inspirujące. Bo w codziennych czynnościach każdy potrzebuje odpowiedzieć sobie sam na to pytanie. Każdy jest wolny do tej odpowiedzi i odpowiedzialny za tę wolność.

2. Czy uczniowie według Pani potrafią sami zmotywować się do nauki?

Pytanie o zdolność dziecka do zmotywowania się do nauki, jest tym samym pytaniem co zdolność dorosłego człowieka do zmotywowania się do pracy. Rozumiem, że mówimy o najcenniejszym rodzaju motywacji, czyli o motywacji wewnętrznej. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Dziecko siedzi od dwóch godzin przy biurku, nad stosem ćwiczeń i podręczników, notując w kratkowanym zeszycie pod blado żółtą lampką. Czeka tylko aż skończy zadania i wybiegnie na podwórko spotkać się z kolegami i buszować w pobliskim parku, poszukując w potoku kolorowych kamieni. Przy takim, jak przypuszczam, nierzadkim scenariuszu, faktycznie nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek (dorosły czy młody) człowiek był w stanie uczyć się w oparciu o motywację wewnętrzną. Wówczas proces edukacji odbywa się głównie w oparciu o motywację zewnętrzną, czyli pochodząca od autorytetów. A radość dziecku sprawia tylko zakończenie nauki, a nie proces i treść tej nauki.

Może się tu nasunąć pytanie, czy dziecko potrafi się zmotywować samo. A czy niemowlaka trzeba specjalnie namawiać do poznawania świata i uczenia się raczkować? Proszę wyobrazić sobie kilkulatka, którego trzeba motywować do używania telefonu lub pilota. Moim zdaniem dzieci posiadają szalenie silną motywację wewnętrzną do różnych działań. Nie znane są nam najczęściej tylko motywy tej motywacji. Jaka jest wobec tego rola współczesnego nauczyciela. Otóż podobna do roli każdego opiekuna, czyli podążanie za. Podobnie jak rolą rodzica jest towarzyszenie dziecku w pierwszych latach życia, rolą współczesnego nauczyciela jest towarzyszenie uczniom w ich aktywności, wprowadzając elementy wiedzy, kompetencji i współpracy. W szkole Lumiar, im starsze jest dziecko, tym te aktywności przybierają  formę bliższą projektom. Tematy projektów są z kolei ustalane wspólnie z dziećmi.

Indywidualne podejście wobec każdego ucznia pomaga w odkryciu, dlaczego dziecko traci motywację do aktywności, która wcześniej sprawiała mu przyjemność. Pomoc dziecku w nazwaniu i rozwiązaniu tego problemu jest kluczowa dla potrzymania motywacji wewnętrznej. A dodatkowo w efekcie stwarza dziecku matrycę do radzenia sobie z późniejszymi trudnościami.

Współczesna szkoła nie może służyć wyłącznie przekazywaniu wiedzy. Jej współczesna misja dotyka obszarów bardziej skomplikowanych. Gdy nadal będziemy operowali starą zasadą, czyli „wymogiem posłuszeństwa w procesie wychowania”, wzmocnimy w dziecku głównie lęk przed utratą relacji. A tymczasem radzenie sobie z własną emocjonalnością strącimy do nieistotnego świata wyparcia. Jednym słowem wykreujemy osobowości niedojrzałe, zależne lub introwertyczne. Czy Państwo chcą żyć w społeczeństwie hierarchicznym pełnym niedojrzałych osobowości?

3. Czy Pani zdaniem polska edukacja wciąż nie aktywuje uczniów w należyty sposób? Zabija kreatywność i wolność młodzieży?

Nie chcę rozpoczynać sądu skorupkowego nad polską edukacją. Twórcze techniki edukacji zaczynają zaglądać do wszystkich szkół. To bardzo korzystne. Jeśli miałabym odpowiedzieć krótko, to uważam, że nie tylko polska edukacja, ale i inne systemy społeczne potrzebują rewolucji. Jednak ta przemiana może rozegrać się na przełomie kilku pokoleń. Wymaga czasu, ponieważ to zmiana światopoglądowa. Oderwanie od tego, co aktualnie dobrze znamy. Jeśli edukacja będzie wspierała podstawowe potrzeby człowieka, to będzie o tym tak głośno, że wszyscy z pewnością zauważymy i odczujemy różnicę.

A na tym etapie zachęcam do zastanowienia się, jaki jest cel edukacji? Osobiście uważam, że szkoła powinna pomagać przy wyborze i realizacji indywidualnie ustalanych celów. Tymczasem aktualny system, w którym permanentnie nagradza się za wybitne osiągnięcia, a karze za błędy, wzmacnia narcystyczny model światopoglądu. Młody człowiek stara się unikać błędów, aby uchronić swoją reputację. Paradoks polega na tym, że to właśnie w ujawnianiu błędów kryje się moc twórcza. Skoro poprzedni model nie zadziałał, to znaczy, że trzeba poszukać innego sposobu. I tu rola nauczyciela wspierającego, towarzyszącego. Natomiast system oparty o oceny zewnętrzne czy rankingi najlepszych szkół, wzmaga narcystyczne nierealne oczekiwania ludzi do niepopełniania błędów. Gubiąc po drodze główny cel edukacji.

Warto też zastanowić się, jak aktualny system edukacji podchodzi do rozumienia dojrzałości. Dojrzałość naukowa, społeczna, emocjonalna, biologiczna, zawodowa, finansowa. Gdyby przeanalizować, kiedy dana dojrzałość jest osiągana, wydaje się że dochodzi do ogromnego rozszczepienia dojrzewania rozbieżnego w czasie. Moim zdaniem aktualna sytuacja społeczna, w której ludzie po 30 roku życia wciąż szukają własnego zawodu, własnej niezależności finansowej, typu budowania relacji, jest wynikiem pewnej dysproporcji wcześniejszych lat.

Być może szkoła podobna do założeń szkoły Lumiar będzie wymagała czasochłonnego indywidualnego podejścia do ucznia. Być może straci na tym zakres programu edukacji. Ale może warto… Moją uwagę zwrócił ostatnio proces przemian w modelach edukacji. Na początku edukacja należała głównie do zadań rodziców.  Z czasem materiał był coraz bardziej obszerny, dlatego rodzice nie byli już w stanie sami uczyć swoich dzieci, więc zatrudniano zewnętrznego nauczyciela. Po pewnym czasie również ten przestał być wystarczający. Ponieważ jeden nauczyciel nie był w stanie wyuczyć dziecka wszystkich przedmiotów, zaczęto korzystać więc z wiedzy wielu nauczycieli w procesie uczenia jednego ucznia. Mam w związku z tym pytanie. Jak to możliwe, że jedno dziecko ma zdobyć w ciągu swojej edukacji wiedzę, której sami nauczyciele nie są w stanie objąć?